Rośnie ryzyko stagflacji w Polsce
Polska gospodarka dotychczas dzielnie broniła się przed problemami. Mimo niezwykle trudnego otoczenia (najpierw pandemia, teraz wojna) nasza ekonomia spisywała się na medal – wciąż notowaliśmy bardzo wysoki wzrost, a bezrobocie trwale spadło do niezwykle niskiego poziomu. Niestety obecnie zaczyna się pojawiać coraz więcej niepokojących sygnałów i prognoz. Jedna z nich to przewidywanie, że może dotknąć nas stagflacja.
Czym jest stagflacja?
Niemal każdy wie, czym jest inflacja. Chociażby ze względu na to, co się dzieje obecnie, czyli bardzo gwałtowną utratę wartości przez pieniądz. Bo właśnie tym jest inflacja w uproszczeniu – korektą wartości pieniądza w dół. Czyli za tę samą kwotę możemy kupić coraz mniej. Co istotne w normalnej sytuacji inflacja jest zjawiskiem współwystępującym ze wzrostem gospodarczym. Dzięki temu nie jest problematyczna, ponieważ wzrost cen jest rekompensowany (często z nadwyżką) przez wzrost płac. Gorzej wygląda to podczas okresów stagflacji.
Terminem stagflacja określamy sytuację, gdy współwystępują ze sobą wysoka inflacja oraz stagnacji gospodarczej. Brak wzrostu sprawia, że płace stoją, bezrobocie rośnie, przez co sytuacja materialna pracujących pogarsza się. Gospodarka hamuje i firmy znajdują się w coraz trudniejszej sytuacji. Jest to swego rodzaju błędne koło i bankom centralnym jest bardzo ciężko walczyć ze stagflacją, ponieważ muszą wykonywać dwa sprzeczne ze sobą działania – luzować politykę pieniężną, w celu stymulowania gospodarki, oraz ją zaostrzać, w celu zahamowania inflacji.
Czy grozi nam stagflacja?
Podręcznikowo stagflacja łączona jest z wystąpieniem tzw. negatywnego szoku podażowego, czyli braku surowców na rynku. Powoduje to, iż nie można zwiększać dostępności wzrostem cen. Produkcja spada przy jednoczesnej coraz większej drożyźnie. Niestety, ale obecnie mamy do czynienia właśnie ze splotem takich czynników. Najpierw covidowe zaburzenia globalnych łańcuchów produkcji i dostaw, teraz kontynuacja tych niekorzystnych trendów wskutek agresji Rosji na Ukrainę. Wszystko robi się coraz droższe, konsumpcja zaczyna spadać, a mimo to nie ma pola do obniżek. Taką sytuację widać chociażby w mieszkaniówce, gdzie popyt w ostatnich miesiącach spadł drastycznie, a jednocześnie koszty wykonawstwa wzrosły, nie ma więc możliwości stymulowania popytu przez obniżanie cen.
O ryzyku stagflacji w Polsce niektórzy ekonomiści mówili już przed pandemią. Teraz w tym chórze jest coraz więcej głosów. Ostrzegają oni, że nasza gospodarka może wpaść w taką pułapkę. Będzie bardzo ciężko się z niej wydostać. Na taki stan rzeczy ogromny wpływ na polityka pieniężna prowadzona przez NBP oraz działania naszego rządu. Krytykowane jest tzw. rozdawnictwo, czyli zwiększanie wydatków na cele socjalne.
Prezes NBP, Adam Glapinski, ostatnio “pesymistycznie” skorygował prognozy wzrostu polskiej gospodarki. Ocenił, że przybędzie nam jedynie 4% PKB. Wielu ekspertów krytykuje jego przewidywania jako nierealne i spodziewa się wzrostu dwukrotnie mniejszego lub nawet jeszcze niżej. Jeśli zestawić to z prognozami inflacji, która do końca roku ma się utrzymać na dwucyfrowym poziomie, mamy połączenie będące potencjalnym początkiem stagflacji.
Według krytyków – rząd popełnił już masę błędów, nieustannie pompując konsumpcję. Tymczasem uniknięcie stagflacji może się dokonać przez stymulowanie inwestycji i innowacyjności, co oznaczałoby skierowanie środków publicznych do działań przynoszących mniej popularności wśród wyborców.
Istotne jest to, że ryzyko zaczynają dostrzegać także osoby z rządu. O ile jeszcze niedawno dominował optymizm i przekonanie, iż problemy są przejściowe, tak teraz pojawiają się już inne głosy. Na pewno kolosalne znaczenie miałby koniec wojny w Ukrainie. Na to jednak mamy niewielki wpływ i nie wiadomo, kiedy Rosja zakończy działania wojenne za naszą wschodnią granicą. Rząd powinien więc podejmować działania uwzględniając obecne warunki, co nie będzie łatwe, ponieważ negatywny szok podażowy trwa i się nasila, przez co będziemy obserwować drożyznę w coraz większej grupie produktów.